Szczerze podziwiam duże rodziny, rodziców decydujących się na więcej niż dwoje dzieci, bo sama mając dwójkę często mam poczucie, że nie ogarniam. Choć najmocniej na świecie bym chciała, choć rano wstaję z myślą "dziś dam radę", to często nie daję. Fizycznie, organizacyjnie, czasowo, emocjonalnie bycie mamą dwójki Maluchów jest po prostu trudne. Bo to starsze, jest tylko takie z nazwy i duże wcale jeszcze nie jest i też ma potrzeby, chęć spędzenia czasu na wyłączność. frustracje, złości, zniecierpliwienia. Nie rozumie, dlaczego teraz proszę, żeby poczekało, chwilę pobawiło się w ciszy gdy usypiam młodsze, gdy karmię. Nie rozumie, co oznacza "zaraz". Jako mama posiadająca starsze i młodsze dziecko uczę się, że to nadal dwójka maluchów całkowicie od nas zależna, bardzo nas potrzebująca, niesamodzielna. Przypominam sobie, że 2,5 roku to wciąż dopiero, a nie już. I choć Córka rozczula mnie ostatnio słowami "Mamusiu, już się uspokoiłam" - chcę jej w tym towarzyszyć, a nie tego oczekiwać. Dużo rzeczy staramy się robić wspólnie, ale nasz dziewięciomiesięczniak właśnie zaczął raczkować, jest w stanie wszędzie się dostać i wszystko go ciekawi... ten etap cieszy nas, ale nie naszą 2,5-letnią córkę. Codziennie po kilka...dziesiąt razy Ona krzyczy, On płacze...i tłumaczymy, rozmawiamy wiedząc, że jutro zaczniemy od nowa. I jeśli od kogoś mamy w tych chwilach wymagać opanowania i zachowania spokoju, to przede wszystkim od siebie samych. Nasz dzieci różni płeć i dzieli 21 miesięcy. Na tym etapie to przepaść. W przyszłości, mam nadzieję, że tak mała róznica wieku będzie sprzyjała stworzeniu silnej więzi i prawdziwej przyjaźni.
Wymagania bycia mamą wszechogarniającą stawiam sobie sama. Niepotrzebnie, bo to niemożliwe. Nie znam mamy, które daje sobie ze wszystkim radę i też taką nie jestem. Mam prawo do gorszej chwili, dnia.., nieposprzątanego mieszkania, nieugotowanego obiadu, dania ze słoika, mrożonych pierogów, bajki puszczonej na telefonie, wybrania drogi na skróty. Mam prawo nie mieć sił trzeci dzień pod rząd wyjąć z pralki wypranego prania, zapomnieć o wizycie u lekarza i nie zrobiwszy kilku niezbędnych rzeczy położyć się spać o 21. Jutro wypoczętej mamie łatwiej będzie na nowo stanąć na starcie.
Jeśli spodobał Ci się ten wpis, możesz polubić lub udostępnić go na Facebook'u:
Będzie mi miło, jeśli polubisz również mimizo:
6 komentarze
Zawsze budzi mój szacunek, jeśli zamiast idealizować rodzicielstwo, mówimy o trudnościach i o świadomym wybieraniu czasem "dróg na skróty".
OdpowiedzUsuńA z mojego podwórka, to u nas młodszy syn zaczyna chodzić. Obaj chcą się razem bawić, szukają swojego towarzystwa, ale jak ich obserwuję, to wyglądają jak takie dwie satelity: niby nawzajem się przyciągają, jeden podąża za drugim, ale jak już się spotkają, to zawsze jest wybuch ;) Młodszy przewraca się na chwiejnych nogach, starszy niechcący go popchnie, młodszy szarpie starszego za ubranie, bo tak próbuje utrzymać równowagę i zaraz płacz. Jeden, albo drugi, albo obaj płaczą. Do tego wyrywanie zabawek, walka o uwagę mamy itp. Swobodna zabawa jest ostatnio dla mnie dużo większym wyzwaniem niż np. pory posiłków czy usypianie. Pozdrawiam!
Dzięki Ola, rozumiem- superporownanie:-) pięknie jest ale niełatwo! Pozdrawiamy Was mocno:-)
OdpowiedzUsuńOstatnio na placu zabaw spotkałam mamę trójeczki w wieku 4, 6 lat oraz 10 miesięcy. Dziewczyna twierdziła, że mając trójkę dzieci paradoksalnie ma więcej czasu na ogarnięcie wszystkiego oraz wolnych chwil dla siebie. Mnie jako mamie dwójeczki nie mieści się to w głowie, ale może to jest myśl... :-)
OdpowiedzUsuńTeż jest to dla mnie niewyobrażalne... ale czy porównując jedno i dwójkę nie jest podobnie? ;-)
UsuńJa też nie ogarniam :) i jest to życiowe, normalne!
OdpowiedzUsuńDokładnie! ale dobrze, że można dać sobie samej do tego prawo. Pozdrawiam!
Usuń