Myśli codzienne

Armagedon? Nie! Życie.

wtorek, 29 listopada 2016 23:56:00


Wczorajszy dzień był trudny. A właściwie niezwykle burzliwe 2 godziny od wyjścia z przedszkola. WSZYSTKO na NIE! Nie ta droga, nie taki pomysł na resztę dnia, nie te rękawiczki, nie ten koszyk w sklepie, nie ten płyn, nie taka kolejność, nie taka lista zakupów, nie windą, a schodami, nie taka pogoda i jeszcze mogłabym wymieniać bo lista była wyjątkowa długa… a to wszystko wykrzyczane przez łzy! Nie poznaję własnego Dziecka… ze wszystkich sił chce Jej towarzyszyć bo widzę, jak bardzo walczy, jak jest Jej w tym wszystkim źle. Ale na pewne rzeczy nie mogę się zgodzić – więc tłumaczę, wyjaśniam, patrzę w oczy, przytulam. Na chwilę się przełamuje i zaraz od nowa jakiś drobiazg staje się czynnikiem zapalnym. Obok w wózku jest jeszcze brat Zosi, któremu też staram się wszystko wyjaśnić, zaopiekować. Z trzecim nie dałabym rady! Modlę się, żeby Mąż już wrócił bo czuję, że zbliżam się do granicy, której wolałabym nie przekraczać. W głowie liczę do stu, do synka łagodnie się uśmiecham, córce tłumaczę po raz kolejny - schizofrenia. Aż w końcu na pytanie, „czego teraz potrzebujesz?” po krzykach, tupaniu, łzach, słyszę prawdę – „chcę się przytulić do Mamy!”. Przytulam znowu najmocniej i najszczerzej jak potrafię. Moje dziecko łagodnieje, napięcie powoli odpuszcza, stopniowo wracamy do siebie. Do zabawy, do naszej normalności. 


Być może miała taki dzień, być może jej organizm nie jest jeszcze gotowy na dzień bez drzemki i w taki sposób ujawniło się zmęczenie, może coś trudnego wydarzyło się w przedszkolu i tak odreagowała, być może to jakiś sygnał z ciała, a może tak dziś szukała siebie… wiem, że to zachowanie było jakimś ważnym sygnałem i wiem, że tym razem udało mi się obronić przed złością, zniecierpliwieniem, irytacją – takie małe zwycięstwo. Czuję, jak mój spokój wiele dzisiaj zdziałał. Po tym wszystkim, ja też musiałam odreagować, chwilę pobyć sama bo te dwie godziny nie były dla mnie łatwe. Ale próbując na moment stać się w myślach dzieckiem, kolejny raz uświadomiłam sobie jak wiele w takiej sytuacji zależy ode mnie. Kolejny raz widziałam, że takie trudne zachowania są wołanie o pomoc. Moja prawie 3 latka zaczyna nazywać uczucia, chcieć o nich rozmawiać, ujawniać ogromną empatię. Rozczulające jest usłyszeć z Jej ust wyznanie miłości albo że czegoś „nie akceptuje”. Każde tłumaczenie, wyjaśnianie, każda rozmowa o emocjach, przeżyciach były warte tego, żeby dojść do takiego momentu, w którym nikt nie wygrywa, ani nie przegrywa, w którym po takim emocjonalnym Armagedonie mamy duży spokój i możemy chwycić się za rękę i iść dalej. Warto nie wybierać drogi na skróty.




Jeśli spodobał Ci się ten wpis, możesz polubić lub udostępnić go na Facebook'u:


Będzie mi miło, jeśli polubisz również mimizo:

Przeczytaj również

0 komentarze