To był bardzo trudny wieczór. Za nami niby dobry dzień, pełen pozytywnych przeżyć i wrażeń, ale tak dobry, że zbyt intensywny. My, w przeciwieństwie do Dzieci, padnięci. Z bólem głowy i nadzieją, że ten dzień zaraz się skończy. Jak zwykle poszłam do pokoju z Zosią, ale po raz pierwszy powiedziałam, dziś, że nie mam siły na żadną grę ani układankę. Naprawdę nie miałam, co naturalnie spotkało się z ogromnym sprzeciwem i złością. Czułam, że mój organizm się dziś nie przełamie i bardziej jest gotowy znieść chwilę płaczu niż przymusowej zabawy. Więc przeczekałam, tłumaczyłam, aż w końcu moje dziecko zagrało w grę samo. Wiem, że to nie to – nie miała z kim (wy)grać, wiem, że nie była z tego zadowolona (to mało powiedziane) ale nie dałam rady inaczej. Odetchnęłam i chciałam jeszcze o tym pogadać. Okazało się, że Zosia też i zrozumiałyśmy się prawie bez słów. Naszym zwyczajem jest przeczytanie na koniec dnia jednej bajki i tego nie chciałam jej odbierać. Więc zebrałam z podłogi resztki sił i mówię: wybierz książeczkę, przeczytam. Spodziewając się Tomka, Psiego Patrolu albo innego chłopaciarskiego Zygzaka, moje Dziecko podało mi książkę, przy której oprócz głosu, towarzyszyły nam łzy i łezki. „Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham” – to najpiękniejsza opowieść o miłości, którą mamy w domu. Nie wiem, jak to zrobiła, ale dała mi tym mądrzejszą lekcję niż wiele przeżytych wcześniej… Książka kończy się zdaniem, „a ja kocham Cię jak stąd do księżyca i z powrotem” – na co moje dziecko dopowiedziało i jeszcze do naszego domu. Córeczko, nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham. To był bardzo trudny i piękny wieczór.
Jeśli spodobał Ci się ten wpis, możesz polubić lub udostępnić go na Facebook'u:
Będzie mi miło, jeśli polubisz również mimizo:
0 komentarze